Śledziła mnie banda chłopaków. W pewnej chwili zobaczyłam festyn i moją przyjaciółkę Adę przebraną za baranka (miała super włochata torebeczkę) . Mówiła coś, że Justin Bieber jest w naszym mieście ( takim zadupiu) nie zwróciłam uwagi na to co mówi dalej tylko weszłam do sklepu gdzie zobaczyłam jak moja pani od historii wyzywa kasjerkę, że nigdy nic w życiu nie osiągnie, że jest nikim . Nie wiedząc dlaczego uznałam to za własną obrazę wiec chciałam ją zabić niestety gdy skoczyłam do ataku niebieski ludek krasnoludek (chłopak-debil z mojej szkoły) złapał mnie w powietrzu , niestety mogłam tylko wyklinać ją i nic więcej . Ludek zakrył mi usta i wywalił mnie ze sklepu
- to dla twojego dobra chyba nie chcesz mieć szmaty z historii.
kopnęłam go w nogę i poszłam z Adą ku zachodzącemu słońcu śpiewając piosenkę o kaszance.
Jaki z tego morał?
Ada baran żle wróży....